ali1111 trudno powiedzieć, to były czasy studenckie, więc kasy było mało, doświadczenie z autami słabe, więc na początku paradoksalnie wsadziłem więcej niż powinienem, za to ostatnie dwa lata, kiedy los auta był już praktycznie przesądzony (zgnity kielich) do tego była przemalowana, szyber na sylikon, nie ori dywaniki i podsufitka, i tak dalej, to pakowane było tylko w mechanikę, przy czym już wcześniej zrobiłem takie rzeczy jak alternator, rozrusznik itp. I teraz tak, ostatnie naprawy to były: klocki tarcze przód ok 350zł z robocizną, zrobiłem tez swego czasu 2 sprężyny z lasjoforsa + 2 razy amory przód monroe, do tego jeden wahacz górny febi i dałem z robocizną coś 750zł (mechanik jest samarytaninem i za robotę bierze grosze, cały dól z silnikiem mi wytargał za 200zł i jeszcze dowiózł pod wskazany adres) oczywiście na co komu zbieżność, w końcu to grat. z rzeczy nietypowych zrobiłem nagrzewnice ( 100 używka + chyba 250 przekładka) grzała potem jak zła
a przełącznik od nawiewów kupiłem za tabliczkę czekolady. Auto odpalało po paru miesiącach stania i gdy nawaliła w zimie 190, zawiozło mnie do pracy, mimo zaawansowanego stanu rozkładu oraz olewania go od jakiegoś czasu, naprawdę ciężko zabić beczkę, mechanika jest banalna, tania, dostępna, w gracie można drutować lub stawiać na używki tam gdzie nie ma zamienników ( np wahacze tył to duży problem, wiem bo zgniły mi dwa i o ile pierwszy kupiłem za 50zł to parę lat później było ciężko coś dostać), najgorzej jest z blachą, niestety auta z parapetami w podłodze korodują jak oszalałe, kupienie totalnego kibla który nawet z daleka nie przypomina beczki też mija się z celem bo później nawet nie ma co wykręcić. Moja pierwsza beka to była taka, po "renowacji" czyli janusz malował pod stodołą, poskładał co było a co zostało wyrzucił i od razu mówię, że nigdy takich aut nie kupujcie, to jest nie do odgruzowania. Reasumując jak ma podłogę, to można tanio śmigać, ale trzeba się liczyć z tym, że później nada się tylko na złom.